niedziela, 1 lipca 2018

Radość

   Ten post jest nieco inny od pozostałych, ponieważ chcę w nim przedstawić 10 rad dotyczących życia. Chciałabym, abyście nabrali trochę szczęścia i optymizmu. W końcu jest lato, a dla odmiany chciałabym napisać dla was coś innego. Możecie się zdziwić, ponieważ mam 14 lat i cóż ja mogę wiedzieć o życiu, jednak nie liczba decyduje o tym, co posiadamy w sercu. Każdego dnia uczę się na nowo i poznaję świat, a to daje mi wiele satysfakcje, ale też naprawdę dużo mnie uczy. Nie chcę przeciągać tego postu, dlatego po prostu przeczytajcie:

1. Ciesz się tym, co masz - dla jednych będzie to samochód, dla innych okruszek chleba, ale zawsze trzeba być wdzięcznym, za to co się ma, gdyż jest to naprawdę wiele i musimy pamiętać, że największą wartością jest miłość, a nie rzeczy materialne. Bóg mówi do nas, że nie pozwoli nam upaść, jeżeli kochamy.

2. Módl się - bez Boga nie ma szczęścia, nie ma życia. Popatrz się na świat, na cudny otaczający nas świat, na tą naturę przypominającą baśń i wszelkie drobiazgi i pomyśl, że takie piękno dał dla ciebie Bóg. Dziękuj mu za to w modlitwie, a dostrzeżesz radość życia.

3. Nie poddawaj się - nieważne czy w rzeczach małych, czy dużych. Zawsze wierz w swoje możliwości i pokaż wszystkim ludziom, że miałeś siłę spełniać marzenia, a to jest po prostu cudowne.

4. Miej cele i dąż do nich - każdy z nas ma swoje marzenia, a przynajmniej powinien je mieć i nigdy nie tracić nadziei. Pomyśl o tym, że to ty decydujesz o swoim życiu i dziś mówię ci, że możesz wszystko, jeśli tylko chcesz.

5. Ucz się - każdego dnia zdobywaj nowe umiejętności, rozwijaj swoje zainteresowania i swoją pasję, a dzięki temu nie stracisz cennej wiedzy i radości z życia

6. Chwytaj chwilę - tak brzmi też słynna sentencja łacińska, ale jest to naprawdę cenna rada. Spróbuj codziennie wychwytywać w swojej wyobraźni takie momenty, które są warte zapamiętania i jeżeli coś sprawia ci przyjemność, to nie zważaj na czas i pamiętaj, że ten dzień nigdy się już nie powtórzy.

7. Poznawaj Boga - to on jest naszą radością, lecz tak niewiele osób go zna. Modląc się do niego i poznając go, trzeba czytać Biblię. Jeżeli jej nie znamy, to najczęściej robimy źle z tym, jak nakazuje nam Pan. Spróbuj czytać codziennie Biblię i poznawać prawdę, a wkrótce odkryjesz, że jest dla nas nadzieja.

8. Nie pędź tak - chodzi tutaj o zwolnienie, o spokój i ciszę. Każdego dnia idź na spacer, zacznij oddychać świeżym powietrzem, pozwól sobie kupić wymarzoną rzecz i czasem przystań w tym biegu, skupiając się na duchu, a nie na ciele. Bądź inny i twórz coś wyjątkowego.

9. Zbieraj pamiątki - to tworzy historię, naszą historię. Czyż nie byłoby cudnie otworzyć jakiś stary karton, w którym wszystkie rzeczy mówiłyby nam o jakiejś osobie, stare listy, płyty, wiersze, opakowania po czekoladzie i zdjęcia. Czasem miło jest po sobie coś pozostawić, biorąc pod uwagę, że my ludzie często zapominamy.

10. Kochaj - to najważniejsza rada i najcenniejsza. Mówi o niej Biblia prawie na każdej stronie i pokazuje dobre tego aspekty. Musisz pokochać siebie, otaczający cię świat, ludzi, rodzinę, każdą najmniejszą rzecz, a nawet swych wrogów, aby osiągnąć szczęście. Miłość jest najważniejsza w naszym życiu i to za nią powinno się podążać.

piątek, 22 czerwca 2018

Ametys - część 6


   Jego oczy pałały wielką nadzieją, która nigdy nie gasła. Dawała światło wokół, czasem bardzo trudnego tunelu. Niewysoki mężczyzna miał sympatyczny wyraz twarzy. Jednak nie umiem opisać, jaki był naprawdę. Oczy mówią prawdę, a reszta to tylko maska. Ludzie są tak sztuczni, że być może nawet oczy zmienią, już sam nie wiem. Dla mnie pozostał wyjątkowy. Jego twarz, niczym promień słońca jaśniała uśmiechem. Na głowie nosił gęste, ciemne włosy, podobne do moich, lecz ja mam je krótsze.

   Uśmiechnąłem się, a pan stojący teraz za bramą odwzajemnił moją radość. Nic nie mówił, gdy nagle otworzył zamknięcie oraz wziął moją dłoń. Nawet jej nie ściskał, jakby nie miał siły lub jej nie używał. W tym momencie nabrałem trochę niepewności.
- Dlaczego tutaj przyszedłeś? – Odezwał się
- Znalazłem się tu przypadkiem.
- To kim ty jesteś? Nie widziałem już ludzi od bardzo dawna. Czy tu w okolicach ktoś mieszka?
- Tak, przyjechałem do mojej babci. Mieszka tam za lasem, niedaleko.
- Och, widzę, że nic nie rozumiesz, wejdź tutaj do mego ogrodu. Nie rozmawiałem z nikim od bardzo dawna. Brakuje mi tego.            
   Trochę się zdziwiłem, naokoło jest bardzo dużo osób, to znaczy tyle, ile na wsi, mniej więcej dwieście ludzi i dlaczego ta twierdza jest taka duża, skoro mieszka w niej tylko jeden człowiek? Nie czułem się pewnie, ale mimo to podszedłem za bramę. Zauważył mój strach w oczach, widziałem to, dlatego się uśmiechnął. Ludzie nie umieją czytać z naszego wzroku, a oczyma mówią tak wiele, a on potrafił czytać prawdę z oczu…
   Szliśmy do tych drzwi, które z bliska wydawały się jeszcze cięższe oraz piękniejsze. Jednak skrzypiały tak mrocznie, jak w filmach. W środku, na samym początku był dywan, dość stary, a obok schody prowadzące na górę, trochę dalej widniały kolejne drzwi,ukryte, lecz już nie wyglądały tak bogato, były zwykłe i proste, ale miały swój urok, a tam gdzie zdjąłem buty wisiał obraz, który mną wstrząsnął, wzruszył mnie. Czułem ten narysowany wiatr, słyszałem w uszach ten szum, który był taki głośny na tym świecie. Na jednej ze skał stał pokryty szarą sierścią, być może z odrobiną brązu, lśniącą i piękną, wilk, który nie był groźny. Wyczuwałem w nim dobro. Miał oczy, niczym bursztyn, mieniące się u słońca i prawdziwe, wolne od tych wszystkich problemów zła międzyludzkiego, a niedaleko stała jego dusza, niczym duch wydobywała się z jego oddechu na zimnym powietrzu, kiedy uklęknęła przy nim dziewczynka o ciemnych włosach, uwiązanych z tyłu w dwa warkocze, jakby opaska, a z przodu miała rozpuszczone włosy, sięgające ramion, być może płakała z radości lub smutku, a gwiazdy na niebie świeciły z radością, gdzieś wokół leciał właśnie wróbel do swego miejsca, tak jak my ludzie, szukając…
   Stałem patrząc na ten obraz ze zdumieniem, ktoś musiał mieć wielki talent, ale i piękną opowieść do opowiedzenia. Zapytałem więc dość nieśmiało:
- Skąd go pan ma? – Wskazując na ten wizerunek
- Zaraz ci wszystko opowiem. Może zechcesz herbaty, wody? Usiądź wygodnie, tylko nie bój się. Nie zrobię ci nic złego.
- Dziękuję, chętnie napiłbym się wody.
    Wszedłem do pierwszego z pokoi, który miał jasnobrązowe ściany, szafa stała naprzeciwko stoliku, a była bardzo solidna z sosnowego drewna, a obok niej stał regał z książkami, pomiędzy którymi było zdjęcie, praktycznie niewidoczne, przysłaniały go tytuły obszernych i cieniutkich ksiąg, czy opowiadań, a tuż obok znajdowały się dwa krzesła bujane. Na takim samym zawsze siedzi moja babcia, ale tylko na jednym i czyta powieści historyczne, czasami coś szyje, czy dzierga, ale jest to jej ulubione miejsce.                                                                                                                                       
   Zająłem więc pierwsze miejsce, wziąłem ramkę z mebli i się przyglądałem. Był na nim ukazany chłopiec, gdzieś w moim wieku, który miał takie szczęśliwe, czarne oczy, niczym promień jasnego słońca przedzierający się z ciemności, taka mała iskierka, która pozwalała żyć.
   Zastanowiłem się przez chwilę, kim jestem ja? Ja opisuję wszystkich wokół, ale nikt mnie i co ja mogę znaczyć dla obcego, który przechodzi gdzieś wokół paląc papierosa, czy dla kasjerki, która sprzedała mi jabłka, sprzątaczki, do której zawsze się uśmiecham? Jednak z tylu milionów  osób na tym świecie są ci, którzy nas kochają. W Polsce mieszka trzydzieści - osiem milionów osób, ale kocha cię tylko jedna, być może dwie, trzy, cztery osoby, ale jest to prawdziwa miłość i ona zastępuje ci tych tysiące ludzi, ponieważ ta właśnie miłość jest najsilniejsza ze wszystkich uczuć świata, nie cierpienie, ból, jak często mylą to ludzie. A słowa: „Nikt cię nie kocha” są zwyczajnym kłamstwem.  Nie jesteśmy samotni, musimy to zrozumieć.
   Kim więc jestem ja? Taką małą osobą na tym świecie, lecz tylko ode mnie zależy, kim będę, być może moją ideą stanie się coś pięknego, co zapamiętają przyszłe pokolenia lub też nie, lecz ja wybiorę swą własną drogę oraz będę musiał nią dążyć. Życie to tylko jeden wielki wybór, którego musimy dokonać.
   Parę minut później przyszedł ten pan i niósł na podstawce szklankę wody oraz filiżankę kawy. Położył na stoliku oraz popatrzał się na mnie. Widział, że odstawiam zdjęcie.
- To mój brat – posmutniał – Pozwól, że napiję się kawy. Nie jestem od niej uzależniony, lecz lepiej będzie mi się rozmawiało. Nie mam żadnych ciasteczek, chociaż chętnie bym cię poczęstował, mam chleb i masło, jeśli pragniesz?
- Nie, nie jestem głodny.
- Rozumiem – wziął łyk kawy – Nie wstydź się, a no i nie przedstawiłem się tobie. Jestem duchem zamieszkującym twierdzę w niewielkim lesie, chociaż słowa duch może cię trochę niepokoić, duszą, sercem. Za życia nazywano mnie Piotrem, chociaż w twoim wieku zawsze mówili zdrobniale, a teraz jeżeli chcesz to nazywaj mnie po mym dawnym imieniu.
- Dobrze, ja jestem Jankiem, ale nic z tego nie rozumiem.
- Masz piękne imię, tak jak mój brat, nawet macie podobne rysy twarzy. Wiesz na początku nawet myślałem, że nim jesteś, ale później kiedy zauważyłem twą twarz, wydawałeś mi się, niczym bliźniak, lecz jednak nie. Chciałem ci opowiedzieć wszystko, ponieważ widziałem w twych oczach blask, a ja wiedziałem, że to oznacza coś niezwykłego. Tutejsza twierdza jest niewidoczna dla ludzi żyjących, ponieważ jest to twierdza dusz, które już odeszły, nasze ciała spotykają się na cmentarzu, większości jesteśmy tymi, którzy nie poszli ku górze, schodami do nieba, ani ku dołu, drabiną do piekła, jak to nazywają ludzie. Nasze ciała zawisły o włos na pętli, pod kołami, wśród tabletek, czy głębi rzeki i wówczas odeszli. To my jesteśmy tymi samobójcami, którzy tak nienawidzą życia i są rozproszeni gdzieś po świecie w takich twierdzach jak ja, ale nie wszyscy, inni mają tutaj swoje twierdze miłości lub nienawiści 
- To jak to z tym jest?
- My, odbierający sobie duszę przez blask mamy swoje twierdze, a wokół krzyczymy i nie ma tu nikogo, jest dużo gorzej niż myślimy, a teraz nie da się zranić fizycznie… Poddaliśmy się i zapomnieliśmy, że jeżeli walczysz, czyli żyjesz, to zawsze wygrywasz. Nie popełniaj mojego błędu i idź naprzód.
- Co się stanie z tymi twierdzami, kiedy nastanie koniec?
- Koniec?
- Tak, koniec tego świata…
- O to ci więc chodzi, to proste, wszystko zostanie zburzone, nasze twierdze również, a każdy kto w niej mieszkał ujrzy drogę, którą wybrał za życia i pójdzie tamtędy.
- Jak możemy wybrać?
- To proste, musisz wybrać sercem, uczynkiem, gestem. Kochasz albo nienawidzisz po prostu.
-Rozumiem, więc ty jesteś tutaj sam?
- Tak.
- Dlaczego więc ta budowla jest taka duża, skoro zamieszkujesz ją sam?
- To kara, a ty jesteś jedynym człowiekiem, który tutaj wszedł oprócz mnie, kochany. Ta pustka cię przytłacza, chciałbyś, aby koło ciebie ktoś zasypiał, z pokoi wybiegały dzieci oraz gdzieś z boku merdał ogonem pies.
- Dlaczego więc postanowiłeś odejść?
- Każdy Samobójca myśli, że jest sam, jest tego pewny. Nie widzi nikogo, kto byłby przy nim, on zawsze jest jedyny, a nasza wiara staje się wówczas rzeczywistością, wiem że to nasza wina. Ktoś teraz powie, że zasługuje na cierpienie, ale tak naprawdę potrzebuje światła, bo droga na której się zagubił jest bardzo ciemna, niczym noc na niewielkiej ścieżce, niczym jego bezdroża. Ja byłem jednym z nich kochany, popełniłem duży błąd. – Mówił z ogromnym smutkiem. Dało się wyczuć, że to, co mówi, wypływa z głębi serca. Z oczu spływały mu łzy, błękitne skrawki nieba, które toczyły się po policzku powoli, powoli.
- Proszę nie płakać, proszę pana – chciałem go jak            najmocniej pocieszyć, lecz łzy są bardzo trudne do zrozumienia i ciężkie do zniszczenia, czasami wystarczy być obok, aby ktoś poczuł, że ma ciebie blisko, bez żadnych słów, które zbyt często coś niszczą. Nie jest to łatwe, aczkolwiek z czasem się tego uczymy.
- Jestem zbyt stary na łzy, jednakże tęsknie za tym światem, po którym ty chodzisz. Mój brat był ode mnie starszy o dwa lata i to on zawsze stawał za mną w obronie, aż pewnego dnia zdarzył się wypadek… no i on już odszedł, chciałem iść za nim, bez niego nie dawałem rady. Nienawidziłem go, tak sobie myślałem, ale z drugiej strony to była bardzo silna, braterska miłość i wciąż o nim pamiętam, jakbym rozmawiał z nim wczoraj. Nie spotkam się już z nim, ponieważ on poszedł w kierunku wody, ugasił pragnienie i jest szczęśliwy. A ty, Jasiu, być może nie zbawisz świata od zła, ponieważ nie jest to bajka, ani film, ale dasz jedno światełko lub dwa na całym świecie i wtedy zobaczysz, że to wszystko dookoła ciebie jest czymś pięknym i to bardzo. Chciałbym, abyś powiedział to światu, aczkolwiek nie każdy cię wysłucha oraz może ci to zająć dużo czasu, inni rozproszą się po świecie, ale wierzę, że przyjdzie kilka osób, które wysłuchają ciebie. Napisz o tym historię, nie pytaj o czym, wkrótce się dowiesz. Niech świat pozna prawdę i nie skuje się pod takim łańcuchem, jak ja. Uczyń to dla mnie, proszę.
- Ale…
- Zgódź się.
- A co jeżeli mnie się nie uda?
- Nie dopuszczaj do siebie takich myśli.
- Ale przecież tak może się stać, zawiodę cię wtedy bardzo mocno, a wierz mi, że chyba ostatnią rzeczą na świecie, jaką chcę zrobić, to skrzywdzić ciebie.
- Zranisz mnie, nie robiąc tego, spróbuj. Jeżeli niczego się nie przekonasz na tym świecie, będziesz tchórzem.
- Dobrze, ale kiedy mnie się nie uda, nie będziesz zły?
- Nie, postaraj się całym swoim sercem.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy. - Powiedziałem


niedziela, 17 czerwca 2018

Ametys - część 5


   Twierdza jednak nie objawia się tylko w źle, chociaż spotkasz ją u każdego człowieka – może być ona zbudowana z cegieł miłości, wśród którego żyjesz w tym stadzie… Jednak pomyślmy szczerze, czy na świecie jest wiele takich twierdz? Ja nie rozumiałem tego jeszcze tak dokładnie, gdyż byłem jeszcze dzieckiem, niepewnym swojego miejsca na ziemi, który dopiero stąpa po ziemi tego świata i poznaje tą drogę, trudną, lecz jednocześnie najpiękniejszą ścieżkę ziemi.

    Przechodząc obok lasu naszych budowli było bardzo niebezpiecznie. To jakby cmentarz dusz, powoli narastający, ale w każdym czyhało na ciebie zło, a bynajmniej coś, co mogło nam zaszkodzić, a w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że ja też powoli buduję swoją własną twierdzę, będąc jeszcze dzieckiem, kiedy pąk zamienia się w kwiat - odkrywaliśmy siebie samych, a wraz z tym tworzy się w środku lasu ta budowla, począwszy od jednej cegły i kończąc na ostatniej, już przy ostatnim oddechu. Są ludzie, którzy tym się zajmują – ciężko pracują, a jedyne, co dostają za to, jest upokorzeniem od innych, jednak oni wierzą, że kiedyś nadejdzie czas, gdy będą szczęśliwi, radośni. Są jednak i tacy, którzy obrażają się na świat i nie potrafią zrozumieć tego, że to ich wina, dlatego tracą swój czas, przeżywając ten sam dzień na nowo, bez uśmiechu, nadziei i wiary. Ich dusze umarły, a tylko bestie ich nie mają…
  Są też tacy, których świat wystawia na próbę, a oni się nie poddają. Tylko silni mają odwagę iść ku marzeniom i tylko oni zdobędą to, czego naprawdę chcieli, gdyż cokolwiek ich spotka będą mieli wiarę na lepsze jutro, na piękne chwile, po prostu się już nie poddadzą. Ludzie bardzo ciężko pracują i są silni, dają radę, jednak nie mylcie tego z potworami. Każdy z nas nazywa siebie człowiekiem, lecz być.  Nim to wielka odpowiedzialność, a my tego nie rozumiemy. Co według was oznacza być ludzkim? Czyż to tylko mieć serce, płuca i mózg? Z punktu widzenia biologii są do nas podobne zwierzęta, jednak my mamy ten mózg, dzięki któremu mamy rozsądek, lecz czy człowiek nie składa się z czegoś więcej? Świat też nie jest zbudowany tylko z lądów, wód i gór, gdyby istniały tylko rzeczy zewnętrzne, to kupowalibyśmy jedzenie tylko ze względu na wygląd, aby je kolekcjonować i nie tęsknilibyśmy, tylko kompletnie o tym zapominali i w tym tkwi nasz błąd, że nie rozumiemy tak prostych rzeczy.
   Ci ludzie, którzy ciężko walczą i pracują każdego dnia, narażają swoje zdrowie tylko po to, aby wyżywić rodzinę, zdobyć swój cel, a później przez zmęczenie nie mają czasu dla dzieci, naszego potomstwa, jednak ci, którzy pomimo swego cierpienia dają jeszcze uśmiech swemu cennemu skarbowi, wspinają się dalej, a ich twierdze są przyrodą, dobrem. Ktoś nad tą budowlą spędza wiele czasu – już od maleńkości tworzy się w nas cierpienie i ból, ależ i umiera z nami, tak jak radość. Cierpienie nas uczy, radość także – pomyślałem w tamtym momencie.
    Za każdym razem, gdy wchodzę do lasu czuję wszystko wokół, zapach traw, świeże powietrze ulatniające się naokoło, niczym przepływ serca przyrody. My nie rządzimy przyrodą, choć często mamy w sobie rządzę władzy, jakby na całej naszej twierdzy były pozastawiane korony ze szczerego złota. A król powoli wychodził w czerwonych szatach, które dało się już zobaczyć z bardzo dużej odległości. Cały pokryty złotem wystawił obok swego pałacu napis: „ Rządzę całym światem” – to był jego rozum. Jednakże potęgę tej planety tworzy głównie przyroda, która w rękach złych ludzi obumiera.
   A natura jest wokół nas wszystkim i próbujemy z nią walczyć, a ona jest silniejsza. Uważamy siebie za potężnych, ale wszystko to, co nas otacza – lasy, drzewa, łąki, cały wszechświat – on ma od nas o wiele silniejszą moc i próbujemy stać się na równi z całą planetą. Ludzie to bestie rządne władzy – raniące z wielką koroną na głowie, a pod jej ciężarem – upadają. A czyż to nie natura jest rajem na ziemi, czyż ona nie sprawia, że ludzie kochają? Według mnie to cud, niezwykła rzecz, która ciągle jest w moim sercu.                                                                   
   Kiedy jednak znajdziesz się wśród lasu twierdz, musisz wiedzieć, że nie jesteś sam, nigdy nie jesteś samotny...  Na rozstaju dróg znajdziesz wiele ścieżek, lecz tylko od ciebie zależy, którędy pójdziesz. Idziesz tam, gdzie idą inni – nie odkrywając nic nowego, błądzisz w tym, co już odkryte – boisz się. Przepełnia nas wielki strach, przez który blokujemy swoją małą cząstkę bycia na ziemi. Zamieszkuje w nich ten lęk, który staje się niepokonany – nawet nie próbują z nim walczyć, jak duch pozostają opętani.
   A kiedy ludzie idą, gonią tak uparcie i bez celu, to zapominają o bliskich, o sobie i jakichkolwiek więziach – trwają w tym. Nie mają czasu, aby chwilę odpocząć, namalować obraz. Nie potrzebują oswajać w sobie nici przyjaźni, odrzucają ją. Ludzie potracili, więc miłość i jakiekolwiek dobro w sobie – bez uczuć idą przez świat, a drzewa się kołyszą i kołyszą. Powoli coś maleńkiego fruwa, jak kruszynka i wchodzi w zawiasy naszych drzwi – odwraca wszystko do góry nogami i znów lata do swego błękitnego bezdroża.
   Pewnego dnia coś na niebie nagle zaświeci – pomyślałem. Nikt już nie ogląda gwiazd w nocy i nikt nie chodzi do lasu oraz rzadko spotyka się na drodze spacerującego – przyroda już dla niewielu ma znaczenie. Zapominamy o tym.
   Nazywam się Jan i od niedawna zamieszkałem w mieście i to bardzo dużym. Wszystko inne zupełnie przestało mieć znaczenie, choć patrzałem oczami dziecka. Znacznie częściej widziałem tramwaje, czy autobusy. Tłum ludzi bezustannie się śpieszył. Nie byłem do tego przyzwyczajony. Bardzo się bałem. Jednak z dnia na dzień zaczęło się to stawać normalne, codzienne. W mieście jest tylko tłum. Wszyscy pędzą szalenie po ulicach, samochód właśnie się rozbił i co chwila wyprzedza drugiego. Każdy ryzykuje na czerwonym świetle, gdy widzi stojącą lokomocję, a kilkanaście minut później odjeżdża następny tramwaj. Nie znają też przyrody, natury. Nawet ja miałem już wątpliwości, jak wygląda kłos jęczmienia, czy żyta. Martwiłem się tym.
   Było mnie można wówczas spotkać podążającego samotnie na nieznanych ulicach. Czułem wokół siebie tylko natłok zdarzeń, a nigdzie nie było dla mnie znajomych twarzy, wciąż czułem tutaj obcość i nienawidziłem tego miejsca za to, że się zgubiłem.
   Kiedy jednak zamieszkałem tutaj dłużej, pomyślałem, że człowiek przetrwa wszystko, a gdziekolwiek ktoś z góry wyśle go na nieznany ląd wytrwa. Musimy mieć nadzieję, że robi to z jakiegoś powodu.
   Chociaż moja tęsknota była bardzo duża – wiedziałem, że jeszcze wiele razy zatonie mój statek i odejdę, popłynę na inne morze, szumiące powoli, ponieważ my, ludzie  pozostawiamy za sobą bardzo nieliczne ślady, które mają wielkie znaczenie, lecz nawet to – ślad buta na łące, czy odcisk palca na szafie pełnej kurzu, podpis na kartce – wszystko wciąga się w pewien wir, który zwie się inaczej czasem i jesteśmy w nim, niczym wyliczanka, a na kogo wypadnie, ten odpada. Jednakże to, co dziś otacza cię rankiem, wśród światła i nocą w ciemności, czy w domu na podwórku, drzewo lub chwast, a nawet krzesło wysokiej, jakości drewna – przestanie istnieć, a my pójdziemy w zapomnienie, kiedyś się to stanie, to nieuniknione.
   Jako ludzie jesteśmy na świecie przez niewielką cząstkę tego świata. Nasz czas jest niedługi, tak jak mój - trzynaście lat z tylu milionów. Uświadomiłem sobie, że nasza droga nie ciągnie się wieczność, że zawsze, kiedy coś się zacznie, prawdopodobnie się skończy, inaczej jest z miłością i dlatego musimy żyć najlepiej, jak tylko potrafimy. Sensem naszego życia jest miłość, wędrówka, ku niej, ku naszym największym celom i to ona powinna być w naszym krótkim czasie największa, najważniejsza, bycie dobrym dla innym, abym, gdy kiedyś już mnie nie będzie, ludzie pamiętali, że się uśmiechałem, że coś znaczyłem, byłem kimś, kimś ważnym…
   Miałem wiele pytań w głowie, które wciąż mnie nurtowały, lecz jedyną możliwością, aby na nie odpowiedzieć, było przeżycie. Starałem się, więc nie martwić. Chciałbym mieć wówczas taką moc, aby pokazać ludziom nadzieję, takie małe światełko, które daje jasność w wielkiej ciemności naszego życia. Oni zagubili się w bólu, w tym mroku.
   A powracając już do tego mojego miasta, zastanowiłem się i twierdzę, że najważniejsze jest, gdzie się urodziłem oraz stawiałem pierwsze kroki, aż mogłem już biegać w polu rzepaku i cieszyć się. Tam, gdzie czujemy szczęście, jest nasz dom, nasz azyl. Nigdy nie powinniśmy zapominać, skąd pochodzimy oraz od kogo, nasz ląd jest tam, gdzie nasze serce, gdzie nasza miłość, a każde miejsce, które opuszczamy sprawia nam smutek, tęsknimy, ponieważ zostawiliśmy tam swoją historię, być może przez niewielki czas, ale bardzo długą, czy po prostu żal nam tych drzew widzianych codziennie, ulic, sklepów i wszystkich uczuć, ale coś w nas sprawia, że to tam jesteśmy szczęśliwi. Dla mnie tym miejscem była wieś, u stóp przyrody, natury, gdzie mogłem żyć pośród pól, ale życie to nie tylko prezenty marzeń, tylko walka i dlatego trafiłem do miasta. Nie mogę, więc być zły, bo to mój cenny czas na naukę, bez testów, egzaminów, lecz o wiele cięższą…
   Zbyt długo myślałem chodząc samotnymi ulicami, wśród krawężników, aż znów zobaczyłem twierdzę, ale czułem się przy niej, niczym skrzat. Tym razem nie była ona w lesie, a w mojej duszy, wyobraźni. Zrozumiałem, że jest to ważne, kiedy widziałem już ją naprawdę u mojej babci.
   Nie pamiętam, co działo się wcześniej, wtedy, kiedy miałem sześć lat, to przez wypadek mojej duszy, który utknął we mnie na bardzo długo. Jednakże nie mogłem nic na to poradzić, próbowałem to sobie wytłumaczyć, ale to nieprawda. Na każdą sytuację jest tysiące wyborów, które musimy dokonać oraz czyny. Możemy wszystko, ale zbyt szybko się poddajemy. Jest miliony sposobów, ale nawet ich nie próbujemy.
   Pamiętam tylko, że czas był bardzo długi, jedna godzina trwała wieczność. Cieszyłem się, lecz im byłem straszy, tym wszystko robiło się dużo szybsze. Szczególnie, kiedy wyjechałem z moją mamą do miasta. Niektórzy mają tam nawet zaplanowane minuty, a ja jedyne, co zrobiłbym z tym czasem, wiązałoby się z siedzeniem na łące, w lesie, w parku i obserwowaniem natury. Czasami słowa są zbędne w naszym życiu, cisza potrafi być jak tysiąc słów.
   Kiedy miałem czternaście lat stałem zdziwiony nad tą wielką twierdzą, którą ujrzałem rok temu. Właśnie ktoś wychodził z balkonu.
   Byłem wtedy blisko miejsca, gdzie zostawiłem po sobie łzy i radość, moje wzruszenia i historię, tam gdzie dotychczasowe moje życie było tylko i wyłącznie w tym miejscu.
   Na spacerze zbierałem kłosy zboża: jęczmieniu, żyta, pszenicy, gdy nagle poczułem kogoś wzrok na moich barkach. Szybko odłożyłem to, co miałem w ręce i nabrałem duchownej odwagi, której zazwyczaj mi brakowało. Zacząłem podchodzić bliżej bramy, która była zamknięta, a wtedy zauważyłem człowieka z oddali. Byłem bardzo ciekawy, co to za miejsce i co powinienem teraz zrobić. Musiałem podjąć decyzję.
   Nie zauważyłem już rys twarzy, czy też budowy ciała, ale nagle ta osoba zamknęła drzwi na balkonie i usłyszałem, jak schodzi ze schodów. Każdy jego krok był bardzo głośny. Nagle otworzył swe piękne, drewniane drzwi, a później zbliżał się do mnie z każdą sekundą.


wtorek, 12 czerwca 2018

Ametys - część 4


Ten dzień spędziłem inaczej niż zwykle. Zjadłem na początku owsiankę z mamą, a potem pojechaliśmy do miasta. Nie bywałem tam często. Ucieszyłem się, że mama powraca do zdrowia. Na początku poszliśmy do biblioteki. Uwielbiałem tam przebywać, wśród zakurzonych książek, tak wielu mądrych ksiąg, kartek i wspomnień pisarzy... Często napełniało mnie w tamtym miejscu uczucie melancholii, mądrości, która tam spoczywa.
Sięgnąłem po dwa tytuły zbiorów poezji, którą ostatnio tak zaniedbałem. Kochałem układać słowa w rymy, które miały wzbudzać emocje w człowieku. Wiersze, bowiem są pewnym pokarmem dla duszy, odnajdują tą piękną i cudowną wrażliwość ludzką. Pokazałem mamie, która była tym zainteresowana, uśmiechnęła się i oddała mi dwie cieniutkie książeczki. Widziałem, jak ona trzyma w swojej torbie kryminały. Pamiętam, że zawsze je uwielbiała, nie rozumiałem, dlaczego… Następnie poszliśmy do restauracji naszej cioci, gdzie zjedliśmy bardzo syty obiad. Bardzo dawno nie zjadłem już tak dużo na raz, więc było mi ciężko. Trochę odpocząłem, gdy mama rozmawiała z ciocią o jej problemach. Nie chciałem jednak spędzić tego czasu bezmyślnie patrząc się w sufit. Otworzyłem, więc pierwszą stronę ze zbioru poezji, na której napisany był wiersz niewielką czcionką:, „Gdy spojrzysz wstecz, a później zawrócisz się, twa twierdza nie zniknie. Gdy pójdziesz na przód, a potem skręcisz, ta twierdza nie zniknie. I nieuchronnie próbujesz uciec, nie odejdziesz od niej, boś jak kwiat jesteś przywiązany do niej. Widzisz w niej siebie, widzisz swą twarz, twój płomień. Rozpalasz go i niszczysz tak, nie widzisz tego, no powiedz? Twa dusza to bestia jest, utęskniona, zimna wręcz. Ty pazury ostre masz, dlaczego straszysz mnie, tak? Nie mam już na ciebie sił, odejdź ode mnie cóż. Moja twierdza dalej jest. Boję się spojrzeć w oczy jej, czy ty też tak masz? Czy ty też odczuwasz taki wielki strach? Wchodzę do środka, przyglądam się, czy to jest prawdziwe, czy też nie? Chciałbym zbudować tą twierdzę miłości… Zimno już zaczyna być, w twojej twierdzy zima trwa. Nie chce już tak dłużej żyć, burzę ją u twych bram. Czy twe serce to jest lód? Gdyż zamarzam już. Moja dłoń jest jak kamień cóż, lecz kocham świat ze wszystkich sił i przezwyciężam ten twój strach. Buduję ją na nowo wciąż, tą twierdzę miłości, czy zamieszkasz w niej ze mną, tak?” 
   Kiedy to przeczytałem przez dłuższy moment byłem w szoku, a na mojej skórze poczułem dreszcze, które nie chciały ze mnie zejść. Ten wiersz wyjaśnił wszystko, o czym teraz myślałem. Zupełnie tak, jakby wiedział, co teraz czuje. Te słowa były ułożone chyba dla mnie, a przynajmniej tak to odczułem… Zamknąłem tą książkę, gdyż ta myśl zamieszkała w mojej głowie na długo i nie mogła z niej wyjść. Byłem zupełnie nieskoncentrowany. Siedziałem, więc teraz zupełnie z głową w chmurach. Nawet nie zauważyłem, kiedy podeszła do mnie mama, a dopiero, kiedy usłyszałem jej głos, to tak jakby wypadłem z tego transu:
- Idziemy teraz zobaczyć ten zamek, cieszysz się?
- Tak, pewnie – powiedziałem zaskoczony, chociaż mój głos mówił, co innego, to nie mogłem się doczekać, kiedy tylko zobaczę ten zamek. Znajdował się on w sumie na obrzeżach miasta. Marzyłem o tym od zawsze. Pewnie zapytacie się mnie jednak, dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej? Nie było na to czasu, pieniędzy, czy też byłem za mały. Możecie też uznać mnie za dziwaka lub nadzwyczajnego chłopca, ale ten zamek po prostu był niezwykły. Dotarliśmy tam jakąś godzinę później, a ja byłem zachwycony. Na początku stanęliśmy przy samej bramie, a później bez przewodnika sami zwiedzaliśmy zamek. Na początku byliśmy w jego środku, gdzie zrobiło mi się duszno, nawet bardzo. Brakowało mi powietrza z niewyjaśnionych przyczyn, chociaż zaciekawiły mnie obrazy z korytarza. Z tego co wiem tworzył je nadworny malarz, który był bardzo utalentowany. Na każdym płótnie było przedstawione coś innego, piękniejszego, a dało się w tym wszystkim zauważyć duszę i serca, gdyż na tym właśnie polegała ta sztuka. Oczywiście było wiele innych rzeczy, które mógłbym wam opowiedzieć, jednak nie jest to tak bardzo ciekawe dla innych, jak dla mnie, chociaż to miejsce, w którym zabrakło mi tchu było tajemnicze i intrygujące, nawet bardzo. Znajdowałem się wtedy w niewielkim pomieszczeniu, w którym była tylko jedna, dość duża, dębowa szafa, a z niej uchylone drzwiczki pokazywały czarny, długi garnitur, bardzo elegancki. Chciałem otworzyć szafę dalej, lecz wtedy ujrzałem przed sobą szarą mgłę, która rozciągała się coraz bardziej i bardziej, aż przedostając się do moich płuc, zabrała mi tlen.
Mama wystraszyła się tego bardzo mocno, dlatego wyszliśmy na zewnątrz, a kiedy już powróciłem do zdrowia, to oglądaliśmy mury obronne i sam styl tego zamku. Był on zbudowany z neogotyku, piękne strzeliste wieże wychylały się coraz bardziej, a ja cieszyłem się tą chwilą i chciałem, aby ona już nigdy się nie skończyła. Szybko jednak spostrzegłem, że nie jest to zwykła budowla… Byłem jednak zaskoczony tym faktem, gdyż ten zamek miał już setki lat i jak tamci ludzie mogli coś takiego spostrzegać? Być może nie tylko ja widziałem te twierdze, ponieważ ktoś musiał o tym wiedzieć, aby to wykonać. Czyż nie jest to jednak pewna zagadka, która obejmuje nie tyle świat zewnętrzny, który jest ludziom znany, ale wnętrze tej ziemi pod względem duchowym. Co jeżeli ziemia i wszystkie planety mają swoje serce, a my o tym nie wiemy, nie mamy o tym pojęcia? Nie potrafimy patrzeć dużo głębiej, widzimy tylko, to co jest powierzchowne, a zapomnieliśmy, że to co najpiękniejsze kryje się w samym środku serca człowieka, w jego ludzkiej twarzy…
   Zapytacie mnie jednak, co było nie tak w tym zamku? Dlaczego opowiadam wam tak zagmatwaną historię, która do niczego się wam nie przyda? Jednak nie bez powodu ją czytacie, a ja nie bez powodu ją piszę. Pragnę was tylko ostrzec przed twierdzą nienawiści, którą ja zdążyłem zauważyć…
   Czułem ból, kiedy widziałem każdą cegiełkę tego pięknego zamku utkwioną w gniewie, żalu i złości… A kiedy na niebie pojawił się już zachód słońca i rozjaśnił buzię wszystkim dzieciom, to ja nie byłem szczęśliwy i chciałem stamtąd odejść jak najszybciej. Szara mgła próbowała się we mnie wedrzeć, a wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl, czyż to piękno nie jest fałszem, czyż mój ojciec nie umarł przez tą nienawiść, a gdzie ma leżeć miłość, jeżeli tych twierdzy jest tysiące. Nawet nie mogłem tego zrozumieć, w jak wielkim błędzie byłem. Mama zauważyła szybko niesmak na mojej twarzy i spytała:
- Nie podoba ci się? Przecież marzyłeś o tym od zawsze… A może chcesz tego przewodnika? Nie martw się o pieniądze, za wszystko zapłacę, jeżeli w tym polega twój smutek.
- Nie, nie zrozum mnie źle, mamo. Po prostu już wracajmy do domu.
- Dlaczego? Co się stało?
- Wyjaśnię ci to po drodze, proszę.
- Dobrze, ale mam nadzieję, że to nie przeze mnie.
- Nie, ależ skąd.
   Widziałem, że mama miała poczucie winy. Znałem ją bardzo dobrze oraz wiedziałem, że chciała zrobić wszystko najlepiej. Mieliśmy niedługą drogę do przystanku autobusowego, dlatego nie trzymałem jej dłużej w niepewności:
- To przez to, że ten zamek należał do bestii.
- Bestii? – Zdziwiła się.
- Tak, chociaż nie brzmi to normalne.
- Nic nie rozumiem, Janku.
- Są ludzie i są bestie, a ta twierdza nie była duszą ludzką, ale zawistną bestią.
- Mówisz tak bardzo filozoficznie, ale ja jestem tylko zwykłą osobą.
- Ja też, mamo…
- Nie cieszysz się dlatego?
- Źle mnie zrozumiałaś. Ja jestem bardzo wdzięczny, dziękuję. Nie bądź na mnie zła, kocham cię.
- Och, ja też cię kocham, Janku.
- Uśmiechnij się więc mamo.
- Uśmiecham, uśmiecham. – Powiedziała i faktycznie w niedługim czasie zauważyłem, jak była już radosna.
   Wróciliśmy tego dnia razem, a następnie ja znów usiadłem blisko okna. Otworzyłem zeszyt i zacząłem rysować tą twierdzę, która była bardzo dokładna. Pamiętałem jej najmniejszy szczegół bardzo dobrze.  Była późna noc, kiedy już zasnąłem, a następnego dnia wstałem dużo wcześniej niż zwykle i ruszyłem dalej.
   Na niebie były jeszcze tego dnia gwiazdy, a ja musiałem wziąć ze sobą latarkę, chociaż znałem tą drogę bardzo dobrze, jednak postanowiłem być ostrożny. Bałem się każdego szelestu, hałasu i co chwila oglądałem się za siebie, czy przypadkiem ktoś za mną nie idzie. Zanim dotarłem jednak do tej twierdzy na niebie zaczęło się przejaśniać, a ja znalazłem się już tak blisko tej twierdzy. Przyglądałem się i zobaczyłem, że ta twierdza jest względem serca, jego cząstką, jakby był to duch, który jest naszym środkiem, wnętrzem.
   Stanąłem krok naprzód i dokładnie się przyjrzałem, niczym sokół. Chciałem nie popełnić żadnej pomyłki. Ciekawiło mnie, ile tutaj było ludzi przedtem. Budowa twierdzy sama w sobie była piękna, niczym średniowieczny gotyk – strzeliste wieże, a wśród nich wysokie okna na świat. To, co jednak najbardziej przykuło moją uwagę było murem, wykonanym solidnie, a odgradzał on od innych wszystkie twierdze.
    Nie rozumiałem, dlaczego ludzie ustawiają przed sobą mury, przecież tak robią tylko bestie. Ludzie kochają, a potwory nienawidzą… Zastanawiałem się nad tym i doszedłem do wniosku, że ludzie się zagradzają po to, aby odepchnąć innych. Nie wpuszczają swoich dzieci do innego ogródka. Każdy ma swoje życie i nie chce, aby ktokolwiek na całym świecie do niego wracał, ale z drugiej strony cierpią z samotności, a to tak jakby bez przymusu jeść płatki, chociaż masz na nie uczulenie, nie lubisz ich. Bardzo często sami sobie zadajemy ból,, nie mając tej świadomości, że to od nas zależy tak wiele, jesteśmy sami sobie winni, ja też, my wszyscy, każda osoba na wszechświecie, mała i duża, rodzice, i dziadkowie, dzieci…
   Kiedy podchodziłem coraz bliżej – niebieska otchłań ciemniała, aż przybrała barwę popiołu, z którego zaraz miał pofrunąć kryształ smutku, jakby przepływ błyskawicy trafił w tą twierdzę.  A gdy spoza bramy zauważyłem już ogród, nie był on piękny. Porozbijane szkło wokół wypełniało większość przestrzeni, choć widać było skaleczenia. Trawa, którą nie pielęgnowano, zarosła wokół i tworzyła chaos, dzięki któremu nie odnajdywał się nawet on sam. Spływała stamtąd powoli kropla, aby przeciwstawić się zranionej krwi honoru, być może dalej w tym kolorze było jezioro zranionych serc, powoli opływające cały teren wokół i dziwne, że wówczas znajdowałem się w szumiącym lesie, zielonego serca przyrody, które tak jakby przestało bić – dopiero przy tej twierdzy.
   Dlatego wszystko wokół nagle przestało żyć – zamarło i nawet spośród tak pięknej przyrody, ludzie potrafili niszczyć, chociażby powietrze, które miało pozostać czyste, dlatego teren porastały krzewy, lecz kiedy twój krok przybliżał się powoli do tego, kto miał tutaj swoją siedzibę – zaczęło być niezdrowo i nie zobaczyłeś już róż, ani pięknych kwiatów naokoło, rozciągała się tylko mgła, szara, niepokojąca mgła, która zabijała ludzkie dusze.

czwartek, 7 czerwca 2018

Ametys część 3


   Dzisiejszego ranka szedłem w kierunku lasu, który znajdował się w pobliżu mnie. Październikowy wiatr był nieco zimny, otulał mnie dość mocno, nawet bardzo i czułem jakby przepływał ze mnie zupełnie inaczej niż dotychczas, jakby nagle stał się wielkim i pięknym motylem, który leci w poszukiwaniu swej miłości, aż znajduje swą ukochaną i nagle wszystko zaczyna nabierać tak pięknych barw… 
A niebo, ono przypominało przezroczystą, cudowną łzę, która staje się nie jeziorem smutku, a marzeń, radości, szczęścia. Pływałem w nim teraz beztrosko, bez zmartwień, chociaż nie umiałem najlepiej pływać, to teraz potrafiłem oddychać pod wodą i to bez żadnego trudu… Powoli liście zaczynały spadać z drzew, przybierając najrozmaitsze kolory żółci i pomarańczy, aż zauważyłem bardzo piękne, czerwone, niczym ogień drzewa, które tak bardzo zapadły mi w pamięć. 
    Czasami słyszałem śpiew ptaków, kiedy tylko przychodziłem tutaj latem, czy też wiosną… Te wróble i sikorki napełniały mnie takim uczuciem domu. Nie mogłem się nadziwić, jak one są wdzięczne za to piękno… Czemu, my ludzie tego nie potrafimy?
   Jednak jesień daje o sobie znać podczas deszczu. Trawa zrobiła się mokra, jakby ktoś wylał na niej tysiące łez, a ziemia stała się bagnem, które pozbawiło wielu radości… Często spotykałem też tutaj zwierzęta, które wędrowały przez las i cieszyły się wolnością. Bardzo mocno chciałem zobaczyć sarnę, która tak mocno mi się spodobała, jednak za każdym razem bała się, była tak płochliwa, jak ja…, Kiedy w domu było więcej jedzenia, to przynosiłem z ogródka warzywa,  zostawiałem kilka i kładłem w specjalnym miejscu tego lasu, aby pomóc im, tym zwierzętom. Nie znałem się jednak zupełnie na tych rzeczach i nie miałem pojęcia, czy one się tym żywią, gdyż każdego dnia zostawał kawałek, jednak po pewnym czasie nie było już jedzenia, dlatego miałem nadzieję, że wszystkie marchewki (a ich przynosiłem najwięcej) nie zdały się na marne.
   Blisko tego lasu znajdowało się też pole, na którym latem było można widzieć przepiękne pole pszenicy, w której tak uwielbiałem się chować. Każdy kłos był taki piękny i dojrzały u szczytu słonecznego lata. Było to takie miejsce, w którym odkrywa się,  co tak naprawdę znaczy żyć, czuje się powietrze tego świata, widzi się te płuca ziemi i słyszy się tą najpiękniejszą melodię, po prostu…
   Nie miałem zamiaru iść dzisiaj gdzieś dalej, gdyż ta pogoda nie zdawała się być sprzyjająca. Doszedłem do lasu myśląc o twierdzach, aż nagle zobaczyłem wydeptaną ścieżkę, której do tej pory nie było. Zdziwiło mnie to, ponieważ odkąd pamiętam ten teren był porośnięty chwastami, krzakami. Nikt nie dbał o tamto miejsce, dlatego dawno zarosło, a ja pamiętam tylko pokrzywy, te które były wyższe ode mnie, a trawy sięgały kolan. Zazwyczaj tutaj kończył się mój chód, ponieważ czasem ciekawiło mnie, co czeka mnie dalej, jednak kiedyś spróbowałem tamtędy przejść, jak byłem dużo młodszy i nie skończyło się to dobrze… Nie chciałem ryzykować. Na początku miałem mieszane uczucia, zdziwiłem się, żeby nagle ktoś usunął wszystkie te pnącza i zrobił tak piękną ścieżkę, która nie wiadomo, dokąd mogła prowadzić. Chciałem pójść tamtą drogą, lecz pomyślałem sobie, że to może być pułapka. A co jeżeli to zrobił jakiś morderca, złodziej, który obserwował mnie od dawna? Tak dużo jest teraz wypadków i ciągle nas ostrzegają… Zrobiłem jeden powolny i cichy krok, a następnie drugi, i wtedy ujrzałem wielką łąkę, na której teraz leżało wiele liści. Nie było słychać niczego, ani nikogo, chociaż miało się takie wrażenie, jakby ktoś tam jeszcze był. Nie byłem sam. Zauważyłem też jak powietrze staje się bardziej zimne niż zazwyczaj. Spostrzegłem, jak mgła rozchodziła się pomiędzy ziemią i utkwiła taki jeden, marznący punkt. Próbowałem podejść bliżej, lecz coś nagle mnie powstrzymało. Byłem okropnym tchórzem, a może rozsądnym chłopcem? Nie rozumiałem tego zupełnie. Nie chciałem jednak pozostawić tego tak bez wyjaśnienia. Postanowiłem, że wrócę tam jutro,  jeszcze wcześniej niż dzisiaj.
   Kiedy byłem  już w mieszkaniu, to miałem wielkie szczęście. Ściągałem właśnie czapkę, gdy mama uchyliła drzwi do mojego pokoju, aby mnie przywitać. Udało mi się ją ściągnąć w odpowiednim czasie. Widziałem, że jeszcze dobrze się nie obudziła, jednak była kochana i zapytała mnie:
- Janku, czy wszystko w porządku?
- Tak, mamo, a co miało się stać?
- Sama nie wiem. Wstajesz tak wcześnie rano, że się martwię. Nie możesz spać? Jesteś smutny, coś cię gnębi?
- Nie, naprawdę nic mi nie jest. Po prostu lubię oglądać przyrodę rano.
- Mam nadzieję, ale gdybyś czegoś potrzebował, to zawsze możesz przyjść do mnie.
- Wiem o tym.
- Właśnie, nie jestem pewna. Ostatnio tak bardzo cię zaniedbałam, że to ty troszczysz się bardziej o mnie. Chciałam ci to jakoś wynagrodzić dzisiaj. Jesteś tylko dzieckiem, nie mogę od ciebie tyle wymagać. Co powiesz na wspólne śniadanie? Pojedziemy do miasta i obejrzymy ten zamek, o którym mi kiedyś opowiadałeś. Będzie miło, zgadasz się?
- Pewnie mamo, ale skąd ta zmiana? – Zapytałem zdziwiony. To prawda, że ostatnio rzadko mnie zauważała. Jednak nie miałem jej tego za złe. Wiele przeżyła i to nawet bardzo. Zakochała się w tak młody wieku i chciała założyć rodzinę, mieć szczęśliwe życie i wszystko poukładane, lecz mój tata zmarł dwa dni po moim porodzie. Podobno bardzo mocno się cieszył, kiedy mnie ujrzał. Mama mówiła mi, że mam podobne oczy do niego. Teraz, kiedy jestem już starszy, nie rozmawiam z nią o tym, ponieważ wiem, że ją to boli, jednak, gdy byłem zupełnie mały i nieświadomy tego, co robię, pytałem mamę o tatę codziennie i nie wiedziałem, że to dla niej tak wielki ból. Teraz, kiedy o tym myślę, przeraża mnie to. Wyobraźcie sobie młodą, dwudziesto – kilku letnią dziewczynę, która urodziła swego jedynego syna. Jej ukochany zajął się ważnymi sprawami, jak remont w domu, wózek, kołderka, pacynki. Razem wybierali nawet imię, które do teraz przypomina jego. A dwa dni później przychodzą teściowie, którzy na widok dziecka zaczynają płakać i mówią, że tak bardzo przypomina mu syna. Co mogła czuć moja mama, kiedy dowiedziała się, że jej ukochany umarł? Kiedy miała dwudniowe dziecko, kiedy zbliżała się ich pierwsza rocznica ślubu, gdy przyrzekli swą miłość… Jestem jej wdzięczny, że była tak silna i zaopiekowała się mną. Pochowała mojego tatę godnie i wraca na jego pomnik bardzo często. Nie chciała szukać miłości na dalsze życie, pokazała mi, jak silna może być miłość do jednego człowieka i to było piękne. Moja babcia i dziadek z drugiej strony nie byli już tak silni. Codziennie na święta wysyłają tylko kartkę pocztową, a w niej pieniądze na coś drobnego. Nie chcą mnie widzieć, gdyż za bardzo przypominam im syna. Próbowałem nawet szukać starych gazet, w których byłby opisany wypadek mego ojca, lecz nigdy mnie się to nie udało. Wiem tylko tyle, że jechał do szpitala, do swej ukochanej, gdy jakiś pijany kierowca wjechał w niego i tym samym uśmiercił go. Zapewne teraz siedzi w więzieniu i nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo potrafił wyrządzić komuś krzywdę… Ostatnie kilka miesięcy moja mama spędziła na leżeniu w łóżku i rozpamiętywaniu twarzy ojca, chociaż nie robiła tego przy mnie, to słyszałem, jak w nocy wypływa z niej wielka warstwa łez.

poniedziałek, 4 czerwca 2018

Biblioteka życia

Biblioteka życia jest zbiorem książek, które przeczytałam i chcę przeczytać w ciągu tego życia. Można wszystkie księgi zbierać i układać na półce, tworząc naszą własną biblioteczkę. Obok niej możemy położyć kilka figurek, pluszaka lub zdjęcia czy też jakieś pamiątki, które ukazują nas, nasze prawdzie osoby. Moim marzeniem jest w przyszłości mieć taką biblioteczkę w domu, pomiędzy którymi leżałyby zapisane przeze mnie pierwsze notatki, kartki w zeszycie, czy też stworzone moją ciężką pracą niezwykłe wiersze i powieści. Stałyby one obok biurka, na którym odbywałaby się mija praca, ciężka, pisarska praca i tam wymyślałabym wszelkie historie i tworzyła niezwykłe opowieści.

To miejsce... Ono wtedy ukazywałoby mnie i sprawiałoby, że miałabym motywację do dalszego, codziennego pisania. Chciałabym wam opowiedzieć o 5 książkach, które przeczytałam i są dla mnie bardzo ważne ( kiedyś będą leżały na najpiękniejszej półce w owej biblioteczce). Jest oczywiście więcej tych pozycji, jednak postaram się co jakiś czas pisać o biblioteczce życia, którą kiedyś założę.


5 ważnych przeczytanych przeze mnie książek:
- Biblia, którą czytam codziennie i doszukuje się w niej tej cudownej mądrości oraz wielkiej i niezwykłej filozofii mądrości. Jest to księga, którą powinien znać każdy, gdyż jest to najpiękniejszy list, jaki mogliśmy dostać od naszego Stwórcy.

   Mały Książę Antoine de Saint Exupery - tą pozycję zna chyba każdy i Jet to moja książka dzieciństwa i cudowny jest fakt, że mogę stwierdzić, że to właśnie z nią dojrzewałam i dojrzewam, rozumiejąc małego księcia coraz bardziej.

- Opowieści z Narnii C.S Lewis, czyli seria 7 książek o czwórce rodzeństwa, które podczas pobytu u starszego profesora znajdują szafę, a w niej jest magiczna kraina Narnia. Wiem, że niektórzy mogli mieć tą książkę, a mianowicie 1 część, czyli " Lew, czarownica i stara szafa", jako lekturę w szkole podstawowej, lecz ja jej nie miałam ( szkoda). Niby jest to książka dla dzieci, ale tak naprawdę pod jej przesłaniem kryje się coś znacznie większego...

- "Czarodzieje mogą wszystko" Dariusz Chwiejczak- czyli książka, którą według mnie powinien również przeczytać każdy, pomimo iż jej adresatem są dzieci, to wierzcie mi, że osoba w każdym wieku znajdzie " to coś" w tej książce. Opowiada ona o tym, że tak naprawdę każdy z nas może być czarodziejem i to tylko zależy od nas samych. Cudowna opowieść, ale szkoda, że tak mało znana.

- I ostatnią książką jest " Bracia Lwie serce" Astrid Lindgren i to w sumie przez tą książkę zaczęłam czytać tak dużo i dlatego mam do niej wielki sentyment. A tak poza tym, to również historia dla dzieci ( uznacie mnie chyba za jakąś maniaczkę książek dla dzieci), ale jest to cudowna, urocza opowieść o Jonatanie i Sucharku i ja się po prostu w niej zakochałam.


A co wy myślicie o biblioteczce życia, czy również chcecie mieć taką? Jeżeli tak, to nigdy nie przestawajcie marzyć i razem dążmy do takich celów, bo marzenia są po to, aby je spełniać.

czwartek, 31 maja 2018

Ametys - część 2


    Dziwnie się czułem, kiedy usiadł koło mnie pijak, próbując obdarować mnie alkoholem. Odmówiłem i poszedłem. Uwierzcie mi, twierdza tych ludzi ( pijaków) jest bardzo trudna do obejścia naokoło. Trzeba użyć wiele wysiłku i serca, pracy. Na początku stoi duża, potężna brama, która jest wykonana z marmuru, trudnego do przewalenia, zniszczenia. Taką budowlę ujrzałem w tamtym momencie, widziałem to, co kryło się wewnątrz.
Może być to dla was niezrozumiałe, ale po prostu patrzałem sercem. Ujrzałem smutne oczy, które kryły się pod wielkim żalem, czyż to miłość do alkoholu, czy zawiść do siebie? Kim byli ci ludzie? A co mogli poczuć ich rodzice, którzy wychowywali to dziecko na tak porządnego człowieka, który miałby pracę, rodzinę, dom? Miał przecież być tak szczęśliwy… Są jednak rzeczy, które gubią nas ludzi, jednak to my decydujemy o tym wszystkim. Jesteśmy silni lub słabi, ulegamy lub zapieramy się samego siebie i trzymamy się uporczywie tej drogi. Mamy przed sobą postawiony wybór i musimy być pewni, co wybierzemy, dokąd chcemy dojść, ponieważ inaczej nie będzie miało to sensu, wtedy zbłądzimy.
   Ale kim jest pijak? Przecież nie jest innym gatunkiem, tylko człowiekiem, być może lekko zagubionym, który całe swe życie, całą wypłatę oddaje alkoholowi… Być może kiedyś miał wymarzone życie i ktoś go wystawił na próbę, a wtedy nie dał jej rady… Nie wiem, dlaczego to robi, może z uzależnienia, z bólu? Jednak sądzę, że on sam potajemnie szuka odpowiedzi. Zabija gdzieś w sobie cząstkę samego siebie, niszczy siebie i innych…
   A nie jest to jedna butelka, czy dwie, nie umieją tego zliczyć gwiazdy, samo niebo, a co dopiero ja, czy oni. Ile razy to zraniło – jak i przyjaźń, tak i miłość, więź ludzką, oswojenie? Jest jak choroba, którą sami sobie produkujemy.  Wiele osób mówi, że to wina losu, jaki ich dotknął, jednak to tylko usprawiedliwianie siebie samego, ponieważ my ludzie nie umiemy się przyznać do błędu, jaki popełniliśmy, a to wszystko, co dzieje się wokół nas jest tylko naszą winą, jakbyśmy nie posądzali o to ziem i nieba… Wszystko z naszej przeszłości jest odbiciem, tak jak i przyszłości oraz teraźniejszości, niczym lustro codziennie wracające o poranku, o wschodzie słońca, kiedy otwieramy swe powieki na nowy, piękniejszy dzień…
   Nie minęło dużo czasu, kiedy zapomniałem już o tamtym człowieku, zupełnie nie pamiętałem jego rys twarzy, ani nawet tych zmartwionych oczu, które szukają kropli alkoholu w butelce. Nasza pamięć bywa bardzo ulotna, jeżeli chodzi o ludzi, jednak są takie dusze na tym świecie, które pozostaną z nami na zawsze i wtedy możemy mieć pewność, że kochamy, gdyż tęsknota pochodzi od serca, nie od nienawiści.
   Zrozumiałem, że nie zaobserwuje ludzi biernym siedzeniem. Wstałem, więc i wróciłem do domu, gdzie zastanowiłem się nad tym dużo głębiej. Postawiłem na biurku duży notes i zacząłem pisać o tym, co spotkałem.  
   Dokąd właściwie teraz dążyłem? Chciałem iść w kierunku światła, miłości, szczęścia. Codziennie rano wstawałem i miałem nadzieję, że dziś będę, choć odrobinę lepszym człowiekiem. Kiedy zbliżała się noc, a mama kazała mi zjeść kolację, to znów ujrzałem te oczy… Postanowiłem dowiedzieć się o tym więcej. Wziąłem, więc talerz z kuchni, na którym leżał dzisiejszy, niedokończony obiad i zabrałem go ze sobą do pokoju. Nie miałem zbytnio apetytu, aby teraz go jeść, jednak zmusiłem się, gdyż nie chciałem sprawiać mamie przykrości, a następnie zamknąłem się w pokoju i próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej na temat alkoholików. Powinienem dawno iść już spać, lecz ta myśl powróciła zbyt szybko… Nie zasnąłbym, dopóki nie dowiedziałbym się czegokolwiek. Przeczytałem, więc, że w Polsce aż 12% osób dorosłych nadużywa alkoholu. To smutne, gdyż ludzie nie potrafią już rozmawiać ze sobą normalnie. Zwykle wpadają do pustej butelki i czekają, aż ktoś naleje do niej płynu, pukają i krzyczą o to, zamiast wyjść na zewnątrz i robić wszystko z umiarem. Dlaczego właśnie piją? By zapomnieć o smutkach, stresie – mawiają, lecz czy oni sami tego nie tworzą? Oni sami nie wiedzą, że zgubili się w swej twierdzy i szukają wyjścia. Nie miałem już na to siły, dlatego zamknąłem zeszyt i położyłem się spać. Byłem bardzo zmęczony.
    Zawsze wstawałem rano, aby obejrzeć, jak niebo łączy się z kolorami wschodzącej gwiazdy. Nie uważacie, że to jest niezwykłe? Jest taki moment, kiedy możemy zastanowić się nad naszym życiem, kiedy jest ktoś przy nas bardzo blisko, a ludzie nudzą się zbyt szybkim wstawaniem, aby zobaczyć poranne słońce, które nagle wychodzi zza chmur oraz oglądaniem o zmroku, wśród wiatru, zachodu tej gwiazdy, będąc za bardzo zmęczonym, tak samo wszystkie inne rzeczy oraz uczucia, nawet to im się nudzi. Myślą, że chodzi tu tylko o siłę fizyczną, ale gdyby widzieli odchodzące serce bliskiego – pełne płaczu – samym im popłynąłby delikatnie błękit nieba po policzku.
   Rano poszedłem na spacer. Uwielbiałem to robić każdego wolnego dnia, kiedy inni jeszcze spali, a ja mogłem zastanowić się nad tym, skąd się bierze twierdza. Zazwyczaj miałem przy sobie kartkę papieru i długopis z czarnym atramentem. Często, kiedy tylko nie było rosy, siadałem pod drzewem i pisałem. W ten sposób powstało wiele notatek, które możecie teraz czytać. Zazwyczaj nikt nie wiedział o moich porannych przechadzkach. Wracałem jeszcze, zanim ktokolwiek zdążył się obudzić. Otwierałem drzwi i zamykałem je bardzo cicho. Nauczyłem się tego i utrzymywałem to w tajemnicy. Nie chciałbym tłumaczyć tego innym osobom.  Często napawa mnie tak duży strach…