Twierdza jednak nie objawia się tylko w źle, chociaż spotkasz ją u
każdego człowieka – może być ona zbudowana z cegieł miłości, wśród którego żyjesz
w tym stadzie… Jednak pomyślmy szczerze, czy na świecie jest wiele takich
twierdz? Ja nie rozumiałem tego jeszcze tak dokładnie, gdyż byłem jeszcze
dzieckiem, niepewnym swojego miejsca na ziemi, który dopiero stąpa po ziemi
tego świata i poznaje tą drogę, trudną, lecz jednocześnie najpiękniejszą
ścieżkę ziemi.
Przechodząc obok lasu naszych
budowli było bardzo niebezpiecznie. To jakby cmentarz dusz, powoli narastający,
ale w każdym czyhało na ciebie zło, a bynajmniej coś, co mogło nam zaszkodzić,
a w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że ja też powoli buduję swoją własną
twierdzę, będąc jeszcze dzieckiem, kiedy pąk zamienia się w kwiat -
odkrywaliśmy siebie samych, a wraz z tym tworzy się w środku lasu ta budowla,
począwszy od jednej cegły i kończąc na ostatniej, już przy ostatnim oddechu. Są
ludzie, którzy tym się zajmują – ciężko pracują, a jedyne, co dostają za to,
jest upokorzeniem od innych, jednak oni wierzą, że kiedyś nadejdzie czas, gdy
będą szczęśliwi, radośni. Są jednak i tacy, którzy obrażają się na świat i nie
potrafią zrozumieć tego, że to ich wina, dlatego tracą swój czas, przeżywając
ten sam dzień na nowo, bez uśmiechu, nadziei i wiary. Ich dusze umarły, a tylko
bestie ich nie mają…
Są też tacy, których świat wystawia na próbę, a oni się nie poddają.
Tylko silni mają odwagę iść ku marzeniom i tylko oni zdobędą to, czego naprawdę
chcieli, gdyż cokolwiek ich spotka będą mieli wiarę na lepsze jutro, na piękne
chwile, po prostu się już nie poddadzą. Ludzie bardzo ciężko pracują i są
silni, dają radę, jednak nie mylcie tego z potworami. Każdy z nas nazywa siebie
człowiekiem, lecz być. Nim to wielka
odpowiedzialność, a my tego nie rozumiemy. Co według was oznacza być ludzkim?
Czyż to tylko mieć serce, płuca i mózg? Z punktu widzenia biologii są do nas
podobne zwierzęta, jednak my mamy ten mózg, dzięki któremu mamy rozsądek, lecz
czy człowiek nie składa się z czegoś więcej? Świat też nie jest zbudowany tylko
z lądów, wód i gór, gdyby istniały tylko rzeczy zewnętrzne, to kupowalibyśmy
jedzenie tylko ze względu na wygląd, aby je kolekcjonować i nie tęsknilibyśmy,
tylko kompletnie o tym zapominali i w tym tkwi nasz błąd, że nie rozumiemy tak
prostych rzeczy.
Ci ludzie, którzy ciężko walczą i pracują każdego dnia, narażają swoje
zdrowie tylko po to, aby wyżywić rodzinę, zdobyć swój cel, a później przez
zmęczenie nie mają czasu dla dzieci, naszego potomstwa, jednak ci, którzy
pomimo swego cierpienia dają jeszcze uśmiech swemu cennemu skarbowi, wspinają
się dalej, a ich twierdze są przyrodą, dobrem. Ktoś nad tą budowlą spędza wiele
czasu – już od maleńkości tworzy się w nas cierpienie i ból, ależ i umiera z
nami, tak jak radość. Cierpienie nas uczy, radość także – pomyślałem w tamtym
momencie.
Za każdym razem, gdy wchodzę do lasu czuję wszystko wokół, zapach traw,
świeże powietrze ulatniające się naokoło, niczym przepływ serca przyrody. My
nie rządzimy przyrodą, choć często mamy w sobie rządzę władzy, jakby na całej
naszej twierdzy były pozastawiane korony ze szczerego złota. A król powoli wychodził
w czerwonych szatach, które dało się już zobaczyć z bardzo dużej odległości.
Cały pokryty złotem wystawił obok swego pałacu napis: „ Rządzę całym światem” –
to był jego rozum. Jednakże potęgę tej planety tworzy głównie przyroda, która w
rękach złych ludzi obumiera.
A natura jest wokół nas wszystkim i próbujemy z nią walczyć, a ona jest
silniejsza. Uważamy siebie za potężnych, ale wszystko to, co nas otacza – lasy,
drzewa, łąki, cały wszechświat – on ma od nas o wiele silniejszą moc i
próbujemy stać się na równi z całą planetą. Ludzie to bestie rządne władzy –
raniące z wielką koroną na głowie, a pod jej ciężarem – upadają. A czyż to nie
natura jest rajem na ziemi, czyż ona nie sprawia, że ludzie kochają? Według
mnie to cud, niezwykła rzecz, która ciągle jest w moim sercu.
Kiedy jednak znajdziesz się wśród lasu twierdz, musisz wiedzieć, że nie
jesteś sam, nigdy nie jesteś samotny... Na rozstaju dróg znajdziesz wiele ścieżek,
lecz tylko od ciebie zależy, którędy pójdziesz. Idziesz tam, gdzie idą inni –
nie odkrywając nic nowego, błądzisz w tym, co już odkryte – boisz się.
Przepełnia nas wielki strach, przez który blokujemy swoją małą cząstkę bycia na
ziemi. Zamieszkuje w nich ten lęk, który staje się niepokonany – nawet nie
próbują z nim walczyć, jak duch pozostają opętani.
A kiedy ludzie idą, gonią tak uparcie i bez celu, to zapominają o
bliskich, o sobie i jakichkolwiek więziach – trwają w tym. Nie mają czasu, aby
chwilę odpocząć, namalować obraz. Nie potrzebują oswajać w sobie nici
przyjaźni, odrzucają ją. Ludzie potracili, więc miłość i jakiekolwiek dobro w
sobie – bez uczuć idą przez świat, a drzewa się kołyszą i kołyszą. Powoli coś
maleńkiego fruwa, jak kruszynka i wchodzi w zawiasy naszych drzwi – odwraca
wszystko do góry nogami i znów lata do swego błękitnego bezdroża.
Pewnego dnia coś na niebie nagle zaświeci – pomyślałem. Nikt już nie
ogląda gwiazd w nocy i nikt nie chodzi do lasu oraz rzadko spotyka się na
drodze spacerującego – przyroda już dla niewielu ma znaczenie. Zapominamy o tym.
Nazywam się Jan i od niedawna zamieszkałem w mieście i to bardzo dużym.
Wszystko inne zupełnie przestało mieć znaczenie, choć patrzałem oczami dziecka.
Znacznie częściej widziałem tramwaje, czy autobusy. Tłum ludzi bezustannie się
śpieszył. Nie byłem do tego przyzwyczajony. Bardzo się bałem. Jednak z dnia na
dzień zaczęło się to stawać normalne, codzienne. W mieście jest tylko tłum.
Wszyscy pędzą szalenie po ulicach, samochód właśnie się rozbił i co chwila
wyprzedza drugiego. Każdy ryzykuje na czerwonym świetle, gdy widzi stojącą
lokomocję, a kilkanaście minut później odjeżdża następny tramwaj. Nie znają też
przyrody, natury. Nawet ja miałem już wątpliwości, jak wygląda kłos jęczmienia,
czy żyta. Martwiłem się tym.
Było mnie można wówczas spotkać podążającego samotnie na nieznanych
ulicach. Czułem wokół siebie tylko natłok zdarzeń, a nigdzie nie było dla mnie
znajomych twarzy, wciąż czułem tutaj obcość i nienawidziłem tego miejsca za to,
że się zgubiłem.
Kiedy jednak zamieszkałem tutaj dłużej, pomyślałem, że człowiek przetrwa
wszystko, a gdziekolwiek ktoś z góry wyśle go na nieznany ląd wytrwa. Musimy
mieć nadzieję, że robi to z jakiegoś powodu.
Chociaż moja tęsknota była bardzo duża – wiedziałem, że jeszcze wiele
razy zatonie mój statek i odejdę, popłynę na inne morze, szumiące powoli,
ponieważ my, ludzie pozostawiamy za sobą
bardzo nieliczne ślady, które mają wielkie znaczenie, lecz nawet to – ślad buta
na łące, czy odcisk palca na szafie pełnej kurzu, podpis na kartce – wszystko
wciąga się w pewien wir, który zwie się inaczej czasem i jesteśmy w nim, niczym
wyliczanka, a na kogo wypadnie, ten odpada. Jednakże to, co dziś otacza cię
rankiem, wśród światła i nocą w ciemności, czy w domu na podwórku, drzewo lub
chwast, a nawet krzesło wysokiej, jakości drewna – przestanie istnieć, a my
pójdziemy w zapomnienie, kiedyś się to stanie, to nieuniknione.
Jako ludzie jesteśmy na świecie przez niewielką cząstkę tego świata.
Nasz czas jest niedługi, tak jak mój - trzynaście lat z tylu milionów. Uświadomiłem
sobie, że nasza droga nie ciągnie się wieczność, że zawsze, kiedy coś się
zacznie, prawdopodobnie się skończy, inaczej jest z miłością i dlatego musimy
żyć najlepiej, jak tylko potrafimy. Sensem naszego życia jest miłość, wędrówka,
ku niej, ku naszym największym celom i to ona powinna być w naszym krótkim
czasie największa, najważniejsza, bycie dobrym dla innym, abym, gdy kiedyś już
mnie nie będzie, ludzie pamiętali, że się uśmiechałem, że coś znaczyłem, byłem
kimś, kimś ważnym…
Miałem wiele pytań w głowie, które wciąż mnie nurtowały, lecz jedyną
możliwością, aby na nie odpowiedzieć, było przeżycie. Starałem się, więc nie
martwić. Chciałbym mieć wówczas taką moc, aby pokazać ludziom nadzieję, takie
małe światełko, które daje jasność w wielkiej ciemności naszego życia. Oni
zagubili się w bólu, w tym mroku.
A powracając już do tego mojego miasta, zastanowiłem się i twierdzę, że
najważniejsze jest, gdzie się urodziłem oraz stawiałem pierwsze kroki, aż
mogłem już biegać w polu rzepaku i cieszyć się. Tam, gdzie czujemy szczęście,
jest nasz dom, nasz azyl. Nigdy nie powinniśmy zapominać, skąd pochodzimy oraz
od kogo, nasz ląd jest tam, gdzie nasze serce, gdzie nasza miłość, a każde miejsce,
które opuszczamy sprawia nam smutek, tęsknimy, ponieważ zostawiliśmy tam swoją
historię, być może przez niewielki czas, ale bardzo długą, czy po prostu żal
nam tych drzew widzianych codziennie, ulic, sklepów i wszystkich uczuć, ale coś
w nas sprawia, że to tam jesteśmy szczęśliwi. Dla mnie tym miejscem była wieś,
u stóp przyrody, natury, gdzie mogłem żyć pośród pól, ale życie to nie tylko
prezenty marzeń, tylko walka i dlatego trafiłem do miasta. Nie mogę, więc być
zły, bo to mój cenny czas na naukę, bez testów, egzaminów, lecz o wiele
cięższą…
Zbyt długo myślałem chodząc samotnymi ulicami, wśród krawężników, aż
znów zobaczyłem twierdzę, ale czułem się przy niej, niczym skrzat. Tym razem
nie była ona w lesie, a w mojej duszy, wyobraźni. Zrozumiałem, że jest to
ważne, kiedy widziałem już ją naprawdę u mojej babci.
Nie pamiętam, co działo się wcześniej, wtedy, kiedy miałem sześć lat, to
przez wypadek mojej duszy, który utknął we mnie na bardzo długo. Jednakże nie
mogłem nic na to poradzić, próbowałem to sobie wytłumaczyć, ale to nieprawda.
Na każdą sytuację jest tysiące wyborów, które musimy dokonać oraz czyny. Możemy
wszystko, ale zbyt szybko się poddajemy. Jest miliony sposobów, ale nawet ich
nie próbujemy.
Pamiętam tylko, że czas był bardzo długi, jedna godzina trwała
wieczność. Cieszyłem się, lecz im byłem straszy, tym wszystko robiło się dużo
szybsze. Szczególnie, kiedy wyjechałem z moją mamą do miasta. Niektórzy mają
tam nawet zaplanowane minuty, a ja jedyne, co zrobiłbym z tym czasem, wiązałoby
się z siedzeniem na łące, w lesie, w parku i obserwowaniem natury. Czasami
słowa są zbędne w naszym życiu, cisza potrafi być jak tysiąc słów.
Kiedy miałem czternaście lat stałem zdziwiony nad tą wielką twierdzą,
którą ujrzałem rok temu. Właśnie ktoś wychodził z balkonu.
Byłem wtedy blisko miejsca, gdzie zostawiłem po sobie łzy i radość, moje
wzruszenia i historię, tam gdzie dotychczasowe moje życie było tylko i
wyłącznie w tym miejscu.
Na spacerze zbierałem kłosy zboża: jęczmieniu, żyta, pszenicy, gdy nagle
poczułem kogoś wzrok na moich barkach. Szybko odłożyłem to, co miałem w ręce i
nabrałem duchownej odwagi, której zazwyczaj mi brakowało. Zacząłem podchodzić
bliżej bramy, która była zamknięta, a wtedy zauważyłem człowieka z oddali.
Byłem bardzo ciekawy, co to za miejsce i co powinienem teraz zrobić. Musiałem
podjąć decyzję.
Nie zauważyłem już rys twarzy, czy też budowy ciała, ale nagle ta osoba
zamknęła drzwi na balkonie i usłyszałem, jak schodzi ze schodów. Każdy jego
krok był bardzo głośny. Nagle otworzył swe piękne, drewniane drzwi, a później
zbliżał się do mnie z każdą sekundą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz