piątek, 22 czerwca 2018

Ametys - część 6


   Jego oczy pałały wielką nadzieją, która nigdy nie gasła. Dawała światło wokół, czasem bardzo trudnego tunelu. Niewysoki mężczyzna miał sympatyczny wyraz twarzy. Jednak nie umiem opisać, jaki był naprawdę. Oczy mówią prawdę, a reszta to tylko maska. Ludzie są tak sztuczni, że być może nawet oczy zmienią, już sam nie wiem. Dla mnie pozostał wyjątkowy. Jego twarz, niczym promień słońca jaśniała uśmiechem. Na głowie nosił gęste, ciemne włosy, podobne do moich, lecz ja mam je krótsze.

   Uśmiechnąłem się, a pan stojący teraz za bramą odwzajemnił moją radość. Nic nie mówił, gdy nagle otworzył zamknięcie oraz wziął moją dłoń. Nawet jej nie ściskał, jakby nie miał siły lub jej nie używał. W tym momencie nabrałem trochę niepewności.
- Dlaczego tutaj przyszedłeś? – Odezwał się
- Znalazłem się tu przypadkiem.
- To kim ty jesteś? Nie widziałem już ludzi od bardzo dawna. Czy tu w okolicach ktoś mieszka?
- Tak, przyjechałem do mojej babci. Mieszka tam za lasem, niedaleko.
- Och, widzę, że nic nie rozumiesz, wejdź tutaj do mego ogrodu. Nie rozmawiałem z nikim od bardzo dawna. Brakuje mi tego.            
   Trochę się zdziwiłem, naokoło jest bardzo dużo osób, to znaczy tyle, ile na wsi, mniej więcej dwieście ludzi i dlaczego ta twierdza jest taka duża, skoro mieszka w niej tylko jeden człowiek? Nie czułem się pewnie, ale mimo to podszedłem za bramę. Zauważył mój strach w oczach, widziałem to, dlatego się uśmiechnął. Ludzie nie umieją czytać z naszego wzroku, a oczyma mówią tak wiele, a on potrafił czytać prawdę z oczu…
   Szliśmy do tych drzwi, które z bliska wydawały się jeszcze cięższe oraz piękniejsze. Jednak skrzypiały tak mrocznie, jak w filmach. W środku, na samym początku był dywan, dość stary, a obok schody prowadzące na górę, trochę dalej widniały kolejne drzwi,ukryte, lecz już nie wyglądały tak bogato, były zwykłe i proste, ale miały swój urok, a tam gdzie zdjąłem buty wisiał obraz, który mną wstrząsnął, wzruszył mnie. Czułem ten narysowany wiatr, słyszałem w uszach ten szum, który był taki głośny na tym świecie. Na jednej ze skał stał pokryty szarą sierścią, być może z odrobiną brązu, lśniącą i piękną, wilk, który nie był groźny. Wyczuwałem w nim dobro. Miał oczy, niczym bursztyn, mieniące się u słońca i prawdziwe, wolne od tych wszystkich problemów zła międzyludzkiego, a niedaleko stała jego dusza, niczym duch wydobywała się z jego oddechu na zimnym powietrzu, kiedy uklęknęła przy nim dziewczynka o ciemnych włosach, uwiązanych z tyłu w dwa warkocze, jakby opaska, a z przodu miała rozpuszczone włosy, sięgające ramion, być może płakała z radości lub smutku, a gwiazdy na niebie świeciły z radością, gdzieś wokół leciał właśnie wróbel do swego miejsca, tak jak my ludzie, szukając…
   Stałem patrząc na ten obraz ze zdumieniem, ktoś musiał mieć wielki talent, ale i piękną opowieść do opowiedzenia. Zapytałem więc dość nieśmiało:
- Skąd go pan ma? – Wskazując na ten wizerunek
- Zaraz ci wszystko opowiem. Może zechcesz herbaty, wody? Usiądź wygodnie, tylko nie bój się. Nie zrobię ci nic złego.
- Dziękuję, chętnie napiłbym się wody.
    Wszedłem do pierwszego z pokoi, który miał jasnobrązowe ściany, szafa stała naprzeciwko stoliku, a była bardzo solidna z sosnowego drewna, a obok niej stał regał z książkami, pomiędzy którymi było zdjęcie, praktycznie niewidoczne, przysłaniały go tytuły obszernych i cieniutkich ksiąg, czy opowiadań, a tuż obok znajdowały się dwa krzesła bujane. Na takim samym zawsze siedzi moja babcia, ale tylko na jednym i czyta powieści historyczne, czasami coś szyje, czy dzierga, ale jest to jej ulubione miejsce.                                                                                                                                       
   Zająłem więc pierwsze miejsce, wziąłem ramkę z mebli i się przyglądałem. Był na nim ukazany chłopiec, gdzieś w moim wieku, który miał takie szczęśliwe, czarne oczy, niczym promień jasnego słońca przedzierający się z ciemności, taka mała iskierka, która pozwalała żyć.
   Zastanowiłem się przez chwilę, kim jestem ja? Ja opisuję wszystkich wokół, ale nikt mnie i co ja mogę znaczyć dla obcego, który przechodzi gdzieś wokół paląc papierosa, czy dla kasjerki, która sprzedała mi jabłka, sprzątaczki, do której zawsze się uśmiecham? Jednak z tylu milionów  osób na tym świecie są ci, którzy nas kochają. W Polsce mieszka trzydzieści - osiem milionów osób, ale kocha cię tylko jedna, być może dwie, trzy, cztery osoby, ale jest to prawdziwa miłość i ona zastępuje ci tych tysiące ludzi, ponieważ ta właśnie miłość jest najsilniejsza ze wszystkich uczuć świata, nie cierpienie, ból, jak często mylą to ludzie. A słowa: „Nikt cię nie kocha” są zwyczajnym kłamstwem.  Nie jesteśmy samotni, musimy to zrozumieć.
   Kim więc jestem ja? Taką małą osobą na tym świecie, lecz tylko ode mnie zależy, kim będę, być może moją ideą stanie się coś pięknego, co zapamiętają przyszłe pokolenia lub też nie, lecz ja wybiorę swą własną drogę oraz będę musiał nią dążyć. Życie to tylko jeden wielki wybór, którego musimy dokonać.
   Parę minut później przyszedł ten pan i niósł na podstawce szklankę wody oraz filiżankę kawy. Położył na stoliku oraz popatrzał się na mnie. Widział, że odstawiam zdjęcie.
- To mój brat – posmutniał – Pozwól, że napiję się kawy. Nie jestem od niej uzależniony, lecz lepiej będzie mi się rozmawiało. Nie mam żadnych ciasteczek, chociaż chętnie bym cię poczęstował, mam chleb i masło, jeśli pragniesz?
- Nie, nie jestem głodny.
- Rozumiem – wziął łyk kawy – Nie wstydź się, a no i nie przedstawiłem się tobie. Jestem duchem zamieszkującym twierdzę w niewielkim lesie, chociaż słowa duch może cię trochę niepokoić, duszą, sercem. Za życia nazywano mnie Piotrem, chociaż w twoim wieku zawsze mówili zdrobniale, a teraz jeżeli chcesz to nazywaj mnie po mym dawnym imieniu.
- Dobrze, ja jestem Jankiem, ale nic z tego nie rozumiem.
- Masz piękne imię, tak jak mój brat, nawet macie podobne rysy twarzy. Wiesz na początku nawet myślałem, że nim jesteś, ale później kiedy zauważyłem twą twarz, wydawałeś mi się, niczym bliźniak, lecz jednak nie. Chciałem ci opowiedzieć wszystko, ponieważ widziałem w twych oczach blask, a ja wiedziałem, że to oznacza coś niezwykłego. Tutejsza twierdza jest niewidoczna dla ludzi żyjących, ponieważ jest to twierdza dusz, które już odeszły, nasze ciała spotykają się na cmentarzu, większości jesteśmy tymi, którzy nie poszli ku górze, schodami do nieba, ani ku dołu, drabiną do piekła, jak to nazywają ludzie. Nasze ciała zawisły o włos na pętli, pod kołami, wśród tabletek, czy głębi rzeki i wówczas odeszli. To my jesteśmy tymi samobójcami, którzy tak nienawidzą życia i są rozproszeni gdzieś po świecie w takich twierdzach jak ja, ale nie wszyscy, inni mają tutaj swoje twierdze miłości lub nienawiści 
- To jak to z tym jest?
- My, odbierający sobie duszę przez blask mamy swoje twierdze, a wokół krzyczymy i nie ma tu nikogo, jest dużo gorzej niż myślimy, a teraz nie da się zranić fizycznie… Poddaliśmy się i zapomnieliśmy, że jeżeli walczysz, czyli żyjesz, to zawsze wygrywasz. Nie popełniaj mojego błędu i idź naprzód.
- Co się stanie z tymi twierdzami, kiedy nastanie koniec?
- Koniec?
- Tak, koniec tego świata…
- O to ci więc chodzi, to proste, wszystko zostanie zburzone, nasze twierdze również, a każdy kto w niej mieszkał ujrzy drogę, którą wybrał za życia i pójdzie tamtędy.
- Jak możemy wybrać?
- To proste, musisz wybrać sercem, uczynkiem, gestem. Kochasz albo nienawidzisz po prostu.
-Rozumiem, więc ty jesteś tutaj sam?
- Tak.
- Dlaczego więc ta budowla jest taka duża, skoro zamieszkujesz ją sam?
- To kara, a ty jesteś jedynym człowiekiem, który tutaj wszedł oprócz mnie, kochany. Ta pustka cię przytłacza, chciałbyś, aby koło ciebie ktoś zasypiał, z pokoi wybiegały dzieci oraz gdzieś z boku merdał ogonem pies.
- Dlaczego więc postanowiłeś odejść?
- Każdy Samobójca myśli, że jest sam, jest tego pewny. Nie widzi nikogo, kto byłby przy nim, on zawsze jest jedyny, a nasza wiara staje się wówczas rzeczywistością, wiem że to nasza wina. Ktoś teraz powie, że zasługuje na cierpienie, ale tak naprawdę potrzebuje światła, bo droga na której się zagubił jest bardzo ciemna, niczym noc na niewielkiej ścieżce, niczym jego bezdroża. Ja byłem jednym z nich kochany, popełniłem duży błąd. – Mówił z ogromnym smutkiem. Dało się wyczuć, że to, co mówi, wypływa z głębi serca. Z oczu spływały mu łzy, błękitne skrawki nieba, które toczyły się po policzku powoli, powoli.
- Proszę nie płakać, proszę pana – chciałem go jak            najmocniej pocieszyć, lecz łzy są bardzo trudne do zrozumienia i ciężkie do zniszczenia, czasami wystarczy być obok, aby ktoś poczuł, że ma ciebie blisko, bez żadnych słów, które zbyt często coś niszczą. Nie jest to łatwe, aczkolwiek z czasem się tego uczymy.
- Jestem zbyt stary na łzy, jednakże tęsknie za tym światem, po którym ty chodzisz. Mój brat był ode mnie starszy o dwa lata i to on zawsze stawał za mną w obronie, aż pewnego dnia zdarzył się wypadek… no i on już odszedł, chciałem iść za nim, bez niego nie dawałem rady. Nienawidziłem go, tak sobie myślałem, ale z drugiej strony to była bardzo silna, braterska miłość i wciąż o nim pamiętam, jakbym rozmawiał z nim wczoraj. Nie spotkam się już z nim, ponieważ on poszedł w kierunku wody, ugasił pragnienie i jest szczęśliwy. A ty, Jasiu, być może nie zbawisz świata od zła, ponieważ nie jest to bajka, ani film, ale dasz jedno światełko lub dwa na całym świecie i wtedy zobaczysz, że to wszystko dookoła ciebie jest czymś pięknym i to bardzo. Chciałbym, abyś powiedział to światu, aczkolwiek nie każdy cię wysłucha oraz może ci to zająć dużo czasu, inni rozproszą się po świecie, ale wierzę, że przyjdzie kilka osób, które wysłuchają ciebie. Napisz o tym historię, nie pytaj o czym, wkrótce się dowiesz. Niech świat pozna prawdę i nie skuje się pod takim łańcuchem, jak ja. Uczyń to dla mnie, proszę.
- Ale…
- Zgódź się.
- A co jeżeli mnie się nie uda?
- Nie dopuszczaj do siebie takich myśli.
- Ale przecież tak może się stać, zawiodę cię wtedy bardzo mocno, a wierz mi, że chyba ostatnią rzeczą na świecie, jaką chcę zrobić, to skrzywdzić ciebie.
- Zranisz mnie, nie robiąc tego, spróbuj. Jeżeli niczego się nie przekonasz na tym świecie, będziesz tchórzem.
- Dobrze, ale kiedy mnie się nie uda, nie będziesz zły?
- Nie, postaraj się całym swoim sercem.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy. - Powiedziałem


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz