piątek, 4 maja 2018

Opowieść o wilczej duszy

Opowieść o wilczej duszy

   Wszystkie baśnie zwykle zaczynają się od słów: „Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, żył sobie...” Moja opowieść jednak nie jest baśnią i nie zdarzyła się tak dawno, że nawet prorocy i mędrcy jej nie pamiętają, gdyż działo się to tak jakby wczoraj, lecz nie mogę sobie przypomnieć dokładnie tego dnia i miesiąca, gdyż czas ostatnio się zmienił i to bardzo dla mnie przeraźliwe. Będę z wami szczery, że wskazówki posuwają się naprzód znacznie szybciej niż kiedyś i nie wiem, z czego to wynika, być może z mojego podeszłego wieku lub też wielkiej zmiany, która nastąpiła niedawno... Tak więc godziny stały się dla mnie minutami, a minuty sekundami i nie mogę nad tym wszystkim nadążyć. To pewnie przez to, że niewiele już zostało czasu, ale nie mówię o tym otwarcie i bardzo was proszę o to, aby zostało to naszą tajemnicą, tak jak to, co wam opowiem. Zakazano mi pisać słowa oraz mówić, a to wszystko przez miłość, którą chciałem wyrazić i wygnano mnie do strasznego lochu, gdzie doskwiera mi ból oraz samotność. Jednak nie chce wam mówić zbyt dużo, abyście mnie nie poznali, gdyż musicie mnie odkryć, a to bardzo ważne...
   Chciałbym, abyście wysłuchali historii, która spowodowała, że moje serce nie było już tak zatwardziałe, jak przedtem. Obserwowałem wtedy to piękno i cierpienie bardzo uważnie, zwracając uwagę na najdrobniejsze szczegóły. Mogłem się przemieszczać bardzo szybko i być niezauważonym, a moim ulubionym zajęciem była dotychczas wędrówka po pięknych bezdrożach, a gdy je tylko poznałem, stawały się już odkrytą ścieżką, wśród złocistych zbóż owianych wiatrem, przysparzających blaskiem od szczytu słonecznego lata. Jednak pewnego dnia zauważyłem coś niepokojącego i zmieniłem dotychczasowy kierunek, a wtedy odkryłem tę piękną historię.
Pamiętam tamten dzień bardzo dobrze, pomimo że data uciekła mi z pamięci, a rok przepadł już bezpodstawnie, a dopiero co uczyłem się wiązać buty oraz pisałem literki, każdą z alfabetu po dwie linijki w zeszycie, którego tak nienawidziłem... Ów dzień nie był mroźny, przypuszczam, że był to pierwszy ciepły dzień w roku, kiedy ludzie ściągnęli zimowe kurtki i założyli bluzy. Zbliżała się wtedy wiosna, a na drzewach powoli kwitły pąki i pojawiały się niewielkie, zielone liście, które upiększały ten świat, tak jak jaśniejące powoli fioletowe oraz pełne bieli krokusy i soczysto-zielona trawa, która rozsiewała przez cały świat swój delikatny zapach nowego rozkwitu ziemi. Mógłbym obserwować ten moment codziennie i zawsze zauważać w nim coś więcej, gdyż napełniało mnie to duchem spokoju oraz przyczyniało się to do mojej wrażliwości, która cieszyła się bardzo mocno z natury oraz napełniało ją to wielką i cudowną miłością, która znikąd nie gasła i rozszerzała się wśród życia. Znajdowałem się wtedy w jednym z bujnych lasów, których gałęzie poruszały się powoli wśród rozpościerającego się zachodu słońca. Właśnie tam znajdowały się wtedy dwa stada wilków, które były od siebie bardzo oddalone i nie wiedziały o swoim istnieniu. Pierwsze stado nazwano wówczas Okami, a składało się ono z czterech małych i dwóch dorosłych: basiora i wadery, którzy opiekowali się i zajmowali całą swą rodziną. Stado wilków nazywa się też watahą, gdyż wszyscy trzymają się tam razem oraz wspierają siebie. Przez dłuższy czas widziałem wtedy ich miłość, jak wspólnie się bawią oraz wędrują w celu osiągnięcia swego celu, co dotychczas dotyczyło pożywienia, a było to niezwykłe i wcale te wilki nie zabijały ludzi, a wręcz ich się bały, a to wszystko za sprawą krzywdy, której doznawały. Byłem pełen podziwu nad ich wsparciem i troską, wspólnym bytem, tą miłością. Moją szczególną uwagę przykuł najmniejszy i najmniej sprytny ze zwierząt, musiał on wiele ćwiczyć, aby dać sobie radę w późniejszym życiu. Był silny i nie poddawał się w tym, co robił, walczył do samego końca i chyba to właśnie czyniło go wyjątkowym, że nie zdawał sobie sprawy, że naprawdę jest zwycięzcą. Kiedy dorósł już na tyle, aby odejść ze stada i poszukiwać swego własnego szczęścia, zdecydował się pożegnać ze swym rodzeństwem, któremu powoli zaczynało się tworzyć nowe, własne stado oraz ze swymi opiekunami, a doprawdy umiałem odczytać z jego serca wielki smutek, który wówczas mu doskwierał, a kiedy tylko pobiegł w drugą stronę, to z oczu momentalnie spłynęła mu łza, niewielka, błękitna kropla nieba, która wyrażała głęboką tęsknotę, która jest nie do opisania. Wilk ten nazywał się Soboko, a musiał on teraz zmierzyć się z czymś trudnym, ponieważ dorósł i sam miał wtedy sobie poradzić, nie mając już nikogo. Wilki wtedy zazwyczaj poszukują swej miłości, partnerki, z którą spędzą całe swe życie i Soboko uczynił to samo. Wędrował długo, narażając się na wiele ryzykownych sytuacji, aż pewnego dnia zauważył jedną z pięknych wilczyc, która zwała się Hangyaku i pochodziła ze stada Stoko, tego, które było w tym samym lesie, lecz oddalone od siebie bardzo daleko. Soboko bardzo się naraził dla niej, wylewając wiele krwi i skazując się na pojedynek i szydzenie, a to wszystko specjalnie dla niej... Po wszystkich tych przejściach Soboko miał łzy w oczach i chciał zostać już tylko z nią raz na zawsze i dopiero wtedy ona się zgodziła. Odeszli więc razem w głąb lasu, a tam z Soboko uwolniła się dusza, jego dusza lasu, gdzie jako ten wytrwały zwycięzca i wrażliwiec, kochany wilk umarł przez jej wstrętne pazury, które zalały go krwią. Ona natomiast, Hangyaku, odebrała mu życie, bo chciała tylko zdobyć jego bogactwo i skórę... I odeszła, tak po prostu, bez słowa, a dusza lasu zawędrowała wraz z powietrzem i umarła już na zawsze.
A ja płakałem po nim, płakałem boleśnie i teraz znów spływa mi łza, tworząca to martwe jezioro łez, bo nie ma już z nami wilka, a pokazał on nam miłości zew. I co teraz zrobicie z tą duszą lasu, kiedy inni tak bardzo ranią, bo Soboko był mimo wszystko zwycięzcą w tym wszystkim i się nie poddał.
   A ja wezmę przykład z niego i proszę was dziś, kochani, odnajdźcie mnie i powiedzcie, że słyszeliście jego wycie jeszcze, że on napełnia ludzkie serce i wyślijcie do mnie list czasem, abym nie był tak samotny oraz abym już więcej nie płakał, otrzyjcie łzy, jeśli możecie i bądźcie dla mnie, bądźcie dla innych, bądźcie miłością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz